Cieszyn,

czwartek, 2 stycznia 2020

Wspomnienie dnia 1.1.2020- część pierwsza

Wspomnienie dnia
Nowy Rok. 1. stycznia 2020 r. 

1. Śpiewaczka na scenie ogłosiła że to już. Że "Sťasneho Nowego Roku" czy jakoś tak. Nie znałem nikogo w tym klubie- ot, imprezę wynalazłem samemu dla gwiazd muzyki jakie na niej grały. Podpasowała mi idealnie. Nie mogłem trafić lepiej. Dram end bejs na żywo, dżangel (jungle) na żywo - to jest to co "tygrysy lubią najbardziej". 

Poszedłem do okna patrząc na kanonadę fajerwerków - to przecież wioska a fajerwerki wyglądały na szczyt techniki. Wcześniej poznany Polak którego spotkałem na tej imprezie, mówił mi że przecież stale jest postęp techniki i "trafiła ona pod strzechy"- dlatego fajerwerki na wsi lśniały takimi feriami barw i świateł. 

Tańczyłem do szóstej rano z niewielkimi przerwami na napoje i odpoczynek. Grano głównie raggajungle i jungle. Czesi tańczyli jakieś bardzo wyszukane kroki raggajunglowe i z trudem próbowałem coš podpatrzeć. 

Muza bardzo mi odpowiadała. Nie miałem ochoty na integrację z innymi imprezowiczami czy zaczepianie nieznajomych na tej imprezie. W zasadzie tej nocy rozmawiałem tylko z kilkoma osobami. Cieszyłem się muzyką. Tańczyłem trochę z jakimiś dziewczynami. Było tak skocznie że rzadko kiedy w ogóle siadałem. Zwykle było to raggajungle czy jump up dnb z jakimś instrumentem na żywo- a to grał saksofon, a to trąbka, czy z perką (perkusją). Czasem jeden z artystów śpiewał po czesku. 

To było właśnie to. Trafiłem tam gdzie chciałem. Tego potrzebowałem. Nie poszedłem z tłumem, nie poszedłem ze znajomymi. Poszedłem sam na imprezę właśnie bardzo dla mnie. Na imprezie nie było zbyt wielkich tłumów- wszak to czeska wioska, choć turystyczna. Było maksimum z kilkadziesiąt osób. 

2. Trochę się dziwiłem czeskiej kulturze która w tym wioskowym wydaniu idealnie mi odpowiadała. Do tej miejscowości przyjeżdżałem od lat i już nie poznawałem miejsc gdzie byłem jeszcze jako nastolatek. Tutaj jako nastolatki samu przyjeżdżaliśmy na gandziaferie zimowe. Paliliśmy sensi i jeździliśmy potem na desce. Tutaj pierwszy raz spadłem na plecy z rampy na snołparku i od tego czasu zawsze już jeżdżę z żółwiem, z protektorem na kręgosłup, który wtedy uratował mnie od urazów przy strasznej glebie na lód, na plecy, z wysokości jakiejś poręczy w snołparku. 

Widzę że i dzisiaj czeskie nastolatki robią to samo. Tak jak i kiedyś my- dziś tak samo młode pokolenie dżointuje. W Polsce już wszystko to zakazano, za przestępstwa obyczajowe ściga się z silnym okrucieństwem w stylu krajów w pełni autorytarnych, zupełnie totalitarnych. Na przykład- w Polsce udzielenie marihuany nieletniemu według "polskiego prawa"  to zbrodnia z karą 20 lat więzienia. W Koninie niedawno zabito jakiegoś nastolatka za ową "zbrodnię". Z tego co czytałem w prasie, policjant podejrzewał że 18-to czy 19-latek dilował po młodszych znajomych marihuanę i "zbrodniarza" po prostu zastrzelił gdy ten mu uciekał i nie zatrzymał się na słowa policjanta "stój bo strzelam". 

W Czechach panuje klimat legalizacji i permisywizmu. Patrząc okiem statystyka, większość korzystających z legalizacji marihuany to niepełnoletnie nastolatki- na przykład ubrane w bluzę "Rasta team" i zwijające dżointy na pokładzie ratrakobusa by je spalić z kumplami i kumpelami przed sesją na desce. 

Dżointy i snołbord - co pamiętam z dzieciństwa- to był bardzo ciekawy trip, naprawdę odjechana narkotyczna podróż po śniegu. W Czechach jest dość legalna, w autorytarnej Polsce w wykonaniu z udziałem nieletnich - może oznaczać 20 lat więzienia dla kogoś kto im, starszym nieletnim, "udzieliłby" marihuany. Ciekawe ile ofiar systemu represji obyczajowych siedzi w polskich więzieniach osadzeni jako "zbrodniarze"? Czy za inne obyczaje niż katolickie- katolicy powinni karać inne osoby karami tak długiego więzienia? W ogóle wiele z tych srogich kar za przestępstwa przeciw tradycyjnym obyczajom katolickiej Polski wprowadzili polscy postkomuniści w czasach gdy rządziła partia postkomunistyczna. 

Co takiego złego się dzieje że nastolatki palą tutaj dżointy? Gdzie ta zbrodnia obyczajowa? I ja paliłem dżointy gdy byłem w ich wieku- i robiliśmy to akurat tutaj, dokładnie w tej miejscowości. 

Jest to - palenie marihuany przez nastolatków- tutaj chyba częste. Gdy wracałem z sylwestrowej imprezy, przesiadałem się w jakiejś wsi z autobusu na pociąg. Gdy minąłem grupkę nastoletnich pasażerów, czuć było że świeżo palili marihuanę. W Polsce nastolatki-  jeśli wspólnie palą marihuanę to rozstawiają dookoła straże na czatach, niczym na Białorusi czy w Rosji. W Polsce za to grozi nawet dom poprawczy. W Czechach- nastolatki nawet się z tym nie kryją. Palą dżointy tak że ich po prostu widzisz. Robią to bez wstydu, niczym ich holenderscy rówieśnicy w drodze do szkoły. 

Nastolatkom ta marihuanowa faza zwykle zupełnie lub częściowo mija gdy dojrzeją. Normalnieją. Ja na przykład nie mam zbyt silnego pociągu do palenia marihuany choć jako nastolatek jarałem bardzo dużo. Dzisiaj skorzystam z niej rzadko, raczej w celach medycznych czy rekreacyjnych, dla odprężenia czy uzyskania efektu silnego snu. 

Ostatnio kolega który wyprowadził sę z Polski opowiadał mi że konsumpcja alkoholu w takich miejscach jak Teneryfa zanika. Lokalna ludność wg niego jako używkę wybiera marihuanę zaś alkohol jest rzadki czy nawet bardzo rzadki jako podstawowa używka w towarzystwie. W autorytarnej Polsce jest nadal po staremu, choć moim zdaniem marihuana jako używka szkodzi zdecydowanie mniej niż alkohol. 

3. Szósta rano. Koniec imprezy. Zabieram bety z szatni którą właśnie zamknięto i ubieram się w kilka warstw ciuchów. Mój autobus odjeżdża dopiero o 7.37 i czeka mnie półtorej godziny na dworze, w górach. Ubieram pięć warstw ciuchów (polarową jednoczęściową bieliznę, bawełnianego śpiocha, dresy i dwa kombinezony snołbordowe) i idę na spacer w kierunku góry Śnieżki. Wychodzę z wioski na górską drogę przy której kiedyś mieszkałem i kładę się na śniegu (mam kombinezon więc nie mam problemu ze śniegiem w gaciach co jest częste w ubraniach typu kurtka i spodnie). Leżę na śniegu ze dwa kwadranse by delektować się nocą w górach a później porannym brzaskiem. Dokicał do mnie ze dwa razy zając. Jadłem pomarańcze i rzucałem w jego stronę kawałki owoca. Może je zje?

4. Wracam autobusem. Nie rozumiem- w rozkładzie jazdy na tablicy ten z 7.37 w nowy rok dnia 1.1 miał nie kursować ale wg rozkładu jazdy w Internecie- kursuje. Czeka na niego trzech pasażerów. W wiosce o 7 rano kursują jakieś skibusy- widma, jakiś autobus dojechał i wysiadają ludzie. W kolejnym mieście dojeżdżamy na stację kolei gdzie stoi pociąg regionalny prywatnej kolei pasażerskiej GW Train czy coś takiego. Przesiadka części pasażerów a ja jadę dalej. Mam przesiadkę jedno miasto dalej. Mój autobus jedzie do Pragi a ja wysiadam na jakiejś "krzyżówce" ze dwie wioski dalej. Mijam nastolatki mające zapach jak świeżo po dżointach i wraz z innymi przesiadającymi się pasażerami szukamy dworca kolejowego. Ani ja nie wiem gdzie on jest, ani młodzi Czesi. Znajdujemy stację - jest  czynny dworzec ale bez obsługi. Staje na niej pociąg regionalny z którego wysiada maszynista i sam musi sobie przełączyć w budynku dworca sygnalizację mówiącą że linia jest zajęta przez pociąg regionalny który on prowadzi. Czyli na tej bocznej linii kolejowej maszynista sam przełącza semafory na stacjach pośrednich. Gdy pojechałem na stację końcową, okazało się że ten sam maszynista pociągu wziął do ręki miotłę i zamiatał stary wagon motorowy którym nas przewoził. A potem wszedł do dworca, także nieobsadzonego personelem. W Polsce maszyniści pociągów to święte krowy. Nie zmiatają składu, do tego przecież zatrudnia się osobne sprzątaczki.... A żeby jeszcze obsługiwali sterowanie ruchu kolejowego na linii którą jeżdżą... Nigdy o czymś takim nie słyszałem. Tutaj do obsługi lokalnej linii kolejowej wystarczy maszynista i konduktor który sprzedaje bilety. W Polsce- dyspozytorzy w nastawniach na dworcach pośrednich, sprzątaczki etc. 

5. Wracam do hotelu na szybkie śniadanie. Maksymalnie szybko wkładam zbroję i ciuchy snołbordzisty. Chwytam deskę i biegnę na skibus który... widząc mnie biegnącego zatrzymał się przed przystankiem bym się nie spieszył go goniąc na pobliski przystanek. Super. Docieram na stok. Tego dnia jest straszny lód z rana. W pewnym momencie szybko jadąc upadam na kolana. Wieczorem gdy zdejmuję zbroję odkrywam krwawą plamę na kolanie. Ochraniacz ochronił tylko trochę. 

Ciąg dalszy nastąpi. 
Adam Fularz


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz