Cieszyn,

sobota, 28 grudnia 2019

Wspomnienie dnia 28.12.2019 r.



1. Aby dojechać do śniegu, potrzebowałem około 3 godzin. W czeskim kurorcie do którego przyjechałem jak co roku- śniegu w tym roku nie było. Więc wsiadam w podmiejski autobus na dworzec kolei o 7.47, łapię pociąg regionalny o 8.15, przesiadam się na pośpieszny do Trutnova, stamtąd łapię autobus do Jańskich Łaźni. Podłażę z buta ze 3 km do stacji kolei linowej - omijam kolejkę do kolejki linowej i po jakichś 3 godzinach jakie zajęło w XXI wieku pokonanie 50-ciu czy 60 kilometrów dystansu w górach wynalazkami sprzed dwóch stuleci- jestem na śniegu. Hurra. 

Jestem jednocześnie zdziwiony jakością infrastruktury w Czechach. Mamy XXI wiek ale tutaj nadal silnie trzymają się wynalazki z wieku XIX. Autobusy i kolej nadal w Czechach działają na szeroką skalę podczas gdy w Polsce prowincjonalnej je zlikwidowano- wraz z torami i dworcami autobusów czy kolei. Może dlatego w Czechach na wysokości 335 metrów nad poziomem morza utrzymuje się w dniu dzisiejszym niewielka pokrywa śnieżna. W Polsce jest dużo więcej samochodów osobowych i więcej spalin. Być może bez tak rozwiniętej  motoryzacji indywidualnej - w Polsce także utrzymywałby się śnieg na takich wysokościach jak w Czechach- bo byłoby mniej spalin w powietrzu.

2. Do czeskiego pociągu wsiadła kobieta. Od 5 minut trzyma w ręku portfel i czeka na konduktora który ma lepsze zmartwienia niż ją skasować za bilet. W ogóle jej nie skasował. Z tej linii kolejowej mało kto korzysta i było nas ledwie 4 pasażerów w malutkim motoraku mającym chyba z cztery okna po każdej stronie i to wszystko w tym mikropociągu. Ciekawe kto chciałby podróży w górę rzeki Izery o godzinie 8-mej wieczorem- u szczytu tej doliny nie ma zbyt wielkich osad. Dwa miasteczka po kilkaset osób. Turystyka obecnie wymiera - śnieg w tej dolinie w tym roku nie spadł. Turyści nie przyjechali. Skibusy nie kursują. Machina masowej turystyki nie ruszyła. Nie wiadomo czy w ogóle ruszy bo nadciąga zmiana kliematu...W Polsce już kwitnie leszczyna. Kasztany puszczają pąki, na innych drzewach też widać zielone pączki. 

3. Na stoku jeździłem w kasku na motocross i w plastikowej zbroi na całe ciało. Dlaczego? Razu pewnego kupiłem sobie kask snowboardowy pełnotwarzowy marki Ruroc za jakieś 1,6 tys. PLN. Wykonałem w nim dwa upadki. Za drugim razem kask niezbyt zadziałał a było to także w Jańskich Łaźniach ze 2 lata temu. Po drugim upadku opadała mi powieka oka sama z siebie a nawet raz opadła mi sama z siebie połowa twarzy. Na tymże feralnym nowym kasku znalazłem napis małymi literkami- "po uderzeniu wyrzucić". Czyli już po pierwszym dniu jeżdżenia w nowym kasku skasowałem go w upadku i nadawał się on na śmietnik.

Po opłaceniu wizyty prywatnej u neurotraumatologa zaskoczony jej ceną jak i długością (10 minut za 150 zł) po prostu uznałem oszczędności na porządny kask za nieopłacalne. Kupiłem motocrossowy kask ATR-2 wydając 3,2 tys. PLNów. Tak. Wiem że to dziwne bo w ogóle mało osób jeździ w pełnotwarzowych kaskach na snowboardzie ale ja sugeruję się swoimi doświadczeniami a nie opiniami innych osób. 

Adam Fularz, Rokitnice nad Izerą 28.12.2019 r. 




--
-



--
-------
Merkuriusz Polski
Polish News Agency polishnews.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz